Później wyniosłem się do Warszawy i w kilka innych miejsc na świecie. W żadnym z nich deszczowe dni nie były mymi ulubionymi.
- Gdy mieszkałem w miastach, kierowcy wjeżdżający w kałuże oblewali mnie wodą i miałem wiecznie mokre buty.
- Gdy pracowałem w Szkocji i sadziłem las, przez długie tygodnie tonąłem w błocie, a sadzonki lepiły się do rąk.
- Gdy mieszkałem w lodach Antarktyki, opady deszczu roztapiały śnieg, a powstające wtedy błoto uniemożliwiało poruszanie się skuterem śnieżnym. A był on naszym jednym lądowym środkiem transportu.
- Gdy podróżowałem z plecakiem po Ameryce Południowej, deszcz utrudniał przemieszczanie się autostopem, doszczętnie przemaczał też wspomniany przed chwilą plecak.
- A w Afryce? Pora sucha dawała się we znaki, więc owszem, oczekiwałem deszczu… Ale już po drugiej ulewie ulicami Sudanu Południowego płynęły rzeki wody. Gdyby to była sama woda, nie byłoby źle. Jednak na osiedlach złożonych z tukuli (gliniane domki), w których nie ma kanalizacji, fekalia wylewane są na zewnątrz. Do tego dodajmy walające się na ulicach śmieci i w trakcie ulew powstawała iście nieprzyjemna mieszanka. Do tego wilgotność powietrza bliska 100%. Jak się możecie domyślać, ulewy nie były mym ulubionym czasem.
Reasumując, przez ostatnich kilka lat deszcz = utrudnienia wszelakie.
Przenieśmy się jednak do bieżących czasów.
Mieszkam w środku Puszczy Knyszyńskiej, a od 6 tygodni padało trzy razy, łącznie jakieś 2h. Tak w zasadzie to kropiło, a cała woda momentalnie odparowywała. Maj był najcieplejszy od 55 lat, średnia temperatura przewyższyła 18’C. 56 lat temu nie prowadzono pomiarów, czyli to najcieplejszy miesiąc w kraju, odkąd to mierzymy…
Ogródek mamy niewielki, więc z podlewaniem sobie radzimy. Ale widzimy, jak rolnikom schnie zboże, niepewne są kolejne koszenia łąk, z których zbiory przeznaczane są na paszę dla zwierząt. Bobry brodzą w bagienkach, rzęsa wodna pokrywa „błotniste plaże” cofających się bagien. Strumyk, przez który przechodziłem, by dotrzeć na moje ulubione łąki wysechł, strasząc złowrogo spękanym błotem, które pamiętam z czasów pobytu w Sudanie Południowym.
Złapałem już trochę lat i perspektywy, więc teraz z utęsknieniem wyczekuję deszczu, obiecując sobie, że już nigdy nie będę narzekał na to, że leje. A że mnie lub znajomym tzw. „zła pogoda” trochę zepsuje urlop? Będą kolejne.
Byle wkrótce popadało.
Pozdrawiam,
Piotr
ps: Brak stałej styczności z naturą spowodował, że przestaliśmy dostrzegać prawdziwą rolę deszczu. Zgadzacie się?
do dyskusji