Jadę sobie autobusem relacji Warszawa – Suwałki. Autobusem spóźnionym już jakieś 2h. Cóż, „trudne warunki polarne” zawładnęły krajem. Przewidując „małe opóźnienie” wsiadłem we wcześniejszy autobus. Ale nie o tym.
Gdy dojeżdżaliśmy do Łomży, jeden z pasażerów (w wieku przedemerytalnym) ożywił się i powiedział do kolegi:
– No to zaliczyliśmy podróż życia!
– Ano… – odpowiedział mu kompan.
– Wyjechaliśmy o 3 nad ranem chyba… – dodał pierwszy.
– Faktycznie…
Słysząc taką konwersację nie mogłem pozostać obojętny i zapytałem:
– To skąd Panowie jedziecie?
– No rano z Łomży do Warszawy i teraz wracamy.
– No tak… Fatalna pogoda – odpowiedziałem niemal bez zawahania.
—
Kończąc tę krótką wymianę zdań uśmiechnąłem się w duchu. W sumie nadal uśmiecham.
Nie dlatego, że dla mnie „podróż życia” cytowanych Panów wydaje się tak poważną ekspedycją jak wypad na kawę do znajomych. Oj nie. W żadnym wypadku nie próbuję wartościować „podróży życia”. Każdy ma taką, z jaką się dobrze czuje i nie ma tu nic do porównywania.
Uśmiecham się, bo po kilku latach tułania się po odległych nam miejscach wiem, że podróże życia nie mają wiele wspólnego z pokonywanymi kilometrami, a Panowie z autobusu mi tylko o tym przypomnieli.
—
Pozdrawiam Was i jadę dalej w kierunku Suwałk.
Piotr
ps: Wiedząc, że się spóźnię, uprzedziłem moją dzisiejszą gospodyni tymi słowami:
„Wybrałem się wcześniejszym autobusem, będę później niż zapowiadałem.” – Ha ha?
dyskusję