Siedzę sobie w pociągu relacji Poznań-Zbąszyń i słyszę rozmowę dużych panów:
– A to był kurs pilarza czy drwala?
– No drwala
– A, no my mieli te takie trudne, co odbić mogą.
– A…
Hm… Gdy studiowałem na wydziale leśnym, mieliśmy możliwość zrobienia sobie kursu pilarza. Skorzystałem. Przez 7 czy 10 dni siedzieliśmy w lesie gdzieś za Olsztynem i uczyliśmy się ścinać wielkie drzewa, między innymi świerki, tak aby:
- Nie uszkodzić drewna
- Nie uszkodzić siebie
- Nie zmiażdżyć ani nie zakleszczyć pilarki (potocznie zwanej „piłą motorową”)
- Wywrócić drzewo tam gdzie chcemy, czyli czasem w przeciwną stronę niż ta, w którą było pochylone.
Co jeszcze pamiętam?
Był sierpień, a my w ciężkich spodniach antyprzecięciowych typu „ogrodniczki” walczyliśmy z potem i muchami.
Jedno jest pewne. Nie chcielibyście wejść do naszego baraku po całym dniu pracy : ))
Hm, swoją drogą, nawiązując do rozmowy w pociągu, nie nauczyli mnie tam… jaka jest różnica pomiędzy kursem „pilarza” a „drwala”.
Jest jakaś?
Na podstronie „MikroBlog” oprócz krótkich filmów, okazyjnych galerii zdjęć, będą się pojawiały właśnie takie krótkie historyjki z podróży, z lasu, ze spotkań z ludźmi.
do dyskusji